Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi michalbrodowski z miasteczka Kraków. Mam przejechane 16186.23 kilometrów w tym 6264.66 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.60 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 121210 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy michalbrodowski.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2012

Dystans całkowity:93.10 km (w terenie 83.10 km; 89.26%)
Czas w ruchu:08:28
Średnia prędkość:11.00 km/h
Maksymalna prędkość:54.76 km/h
Suma podjazdów:2292 m
Suma kalorii:3456 kcal
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:31.03 km i 2h 49m
Więcej statystyk
  • DST 28.71km
  • Teren 28.71km
  • Czas 02:54
  • VAVG 9.90km/h
  • VMAX 54.76km/h
  • Kalorie 3456kcal
  • Podjazdy 943m
  • Sprzęt Niner R.I.P. 9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieszczady 2012 Dzień Drugi- Połonina Wetlińska

Piątek, 19 października 2012 · dodano: 20.10.2012 | Komentarze 0

O poranku obudziła nas crosiarska brać, która już o 8 rano wyjechała w trasę eksplorować szuterki i pagóreczki Tongue
Nasza część spokojnie spała by na szlak wyjechać po godzinie 10 Wink Wyjechaliśmy również w 6 osób, ale tym razem cała nasza ekipa miała już duże doświadczenie w górskiej jeździe. Jako, że wczoraj na szlaku spotkaliśmy 7 osób i żadnego strażnika odważnie stwierdziliśmy, że dziś atakujemy Połoninę Wetlińską. Na początek kawałek asfaltem do miejscowości Smerek, gdzie zaczynał się czerwony szlak. Sto metrów przed budką biletową zeszliśmy z rowerów zdjęliśmy kaski i pomaszerowaliśmy po bileciki. Grzecznie przywitaliśmy się z Panem, który zapytał nas gdzie się kolarze wybierają oraz poinformował nas, że z rowerami nie można, my udając żart coś tam ładnie odpowiedzieliśmy i zapytaliśmy po ile bilety. Pan zapytał jakie chcemy bilety. My na to zgodnie, że normalne. Zapłaciliśmy i pieszo udaliśmy się za pierwszy zakręt, gdzie przyodzialiśmy kaski i popedałowaliśmy dalej Smile
Droga na Smerek to koszmar. Około 3 godziny pchania roweru pod górę z nielicznymi kawałkami gdzie dało się podjechać. Zaraz po wyjściu poza linie lasu ujrzeliśmy szczyt Smerka a przed nami zaczął się niezwykle przyjemny, wąski singielek z super bandami po bokach. Niestety bardzo krótki :/ Potem zaczęła się wspinaczka z rowerami na plecach aż do samego szczytu.
Smerek przywitał nas nieziemskim wiatrem, gdyby nie słońce które nas dobrze ogrzewało, to chyba nie dało by się tego wytrzymać. Ze Smerka czekał nas potężny zjazd po kamieniach do przełęczy Orłowicza. Niestety wiatr dosłownie zdmuchiwał nas na zjazdach :/ Kilka razy totalnie wyrzucił mnie poza trasę co spowodowało, że cześć trasy musiałem zachodzić z rowerem. Na szczęście od przełęczy trasa wiodła między drzewami dzięki czemu przeżywaliśmy prawdziwą ekstazę chłonąc płynne single, kamieniste proste oraz techniczne podjazdy na których mierzyliśmy się, kto z nas podjedzie do końca.
Niestety co dobre szybko się kończy. Niedaleko przed Chatką Puchatka na bardzo szybkim odcinku przód ześlizgnął się ze ścieżki wpadając w trawę. przez co zaliczyłem ognisty pocałunek z ziemią... Poleciała farba z nosa, leżąc na ziemi poruszałem po kolei wszystkimi częściami ciała i na szczęście okazało się, że wszystko jest w porządku. Zebrało się grupka turystów którzy pomogli mi dojść do ładu. Po paru minutach odpoczynku zebrałem się i już spokojnie popedałowałem do Chatki gdzie przy silnym wietrze urządziliśmy sobie biwak.
Ciepłe jedzonko i herbata pokrzepiły mnie dość dobrze i z nową pewnością siebie zaczęliśmy niesamowicie kamienisty zjazd żółtym szlakiem. Jechaliśmy w miarę równo z Arkiem, on jednak zatrzymał się bo ręce już go bolały i wtedy dopiero naocznie poczułem gigantyczną różnicę pomiędzy kołami 26 a 29, pomiędzy foxem a rebą oraz dętkami z wysokim ciśnieniem a mleczkiem z 1,5bara Smile Z kamienistego dywanu skręciliśmy w czarny szlak prowadzący nas prosto do Górnej Wetlinki. Był to super wybór. Ta trasa dała mi największa frajdę dzisiejszego dnia. Pomimo zmęczenia i nasilającego się bólu uda starałem się wycisnąć z jazdy maksymalną radość i przyjemność. Chodź nie było bardzo stromo, ani jakoś szczególnie trudnię technicznie, to było na prawdę niesamowite.
Do pensjonatu dotarłem już z ogromnym bólem uda z każda chwilą ból nasilał się na tyle, ze około 3 godziny po upadku nie byłem w stanie chodzić, miałem ochotę odrąbać sobie ta nogę. Udo wysmarowałem jakimś żelem, wziąłem tablety i ledwo dysząc spędziłem tak cały wieczór gdy ekipa balowała przy ognisku. Takiego bólu jeszcze nigdy w życiu nie czułem... W sobotni ranek decyzja- wracamy do Lublina, trzeba coś z tym zrobić. Na SORze prześwietlenie i werdykt ortopedy, to tylko stłuczenie. Chłopaki balowali do niedzieli, a moja przygoda skończyła się po dwóch niesamowitych dniach. I gdyby miało mnie bolec jeszcze przez trzy tygodnie to i tak tych dwóch dni za nic bym nie zamienił, a Połoninę Wetlińską uznaję za najlepszy szlak po jakim kiedykolwiek jechałem.

Fotki:
Jesienne Bieszczady Rowerem 2012

Filmy:
Zjazd czarnym szlakiem z Chatki Puchatka cz.1
Zjazd czarnym szlakiem z Chatki Puchatka cz.2


Kategoria MTB, Wyjazdy


  • DST 26.29km
  • Teren 26.29km
  • Czas 03:26
  • VAVG 7.66km/h
  • VMAX 49.95km/h
  • Podjazdy 1349m
  • Sprzęt Niner R.I.P. 9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieszczady 2012 Dzień Pierwszy- Rawki

Czwartek, 18 października 2012 · dodano: 20.10.2012 | Komentarze 0

Lubelska ekipa w składzie 19 chłopa i 1 niewiasta między 18 a 21 października odwiedziła Bieszczady. Za bazę wypadową obraliśmy sobie Wetlinę.
Na pierwszego (czwartkowego) tripa załapało się tylko 6 osób które pierwsze dojechały do bazy. Pomimo, że było już po 12, a na szlak według oznaczeń na mapie potrzeba 11 i pół godziny przekonałem chłopaków, że zdążymy przed zmrokiem i dziś jest najlepszy dzień by zaatakować szlak graniczy i Wielką Rawkę. Na szlak zaczynający się tuż przy naszym pensjonacie wyjechaliśmy około 12tej. Minęliśmy zamknięta budkę BdPN i zaczęliśmy się ostre pchanie rowerów pod górę. Blokady przed kładami i dość stroma ścianka spowodowała że większość drogi na Jawornik z potem na czole pchaliśmy rowery. Niestety podobny los czekał nas w drodze na Rabią Skałę- kawałek zjazdu i wspinaczka. W końcu udało się dotrzeć na Rabią. Zjedliśmy kanapki i zadowoleni, że w końcu będzie normalna jazda z werwą ruszyliśmy czerwonym na wschód. Zjazd z Rabiej to chyba jeden ze spokojniejszych zjazdów na trasie, było za to długo Smile Niestety ogromnym minusem zjazdów były mokre dywany liści, przez które totalnie nie było widać po czym się jedzie. Trzeba było zachować ogromną ostrożność, a przez co uciekała trochę radość z jazdy. Niestety na granicznym nie brakowało też podejść, których przez mokre liście (i brak formyTongue) musieliśmy dymać z buta. Po ostrej walce ze szlakiem udało nam się dojechać do trój-styku granic. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę w jak ciężkiej znaleźliśmy się sytuacji. Słońce było już bardzo nisko, wiedziałem, że nie uda nam się zjechać z gór przed zmrokiem, a ze sobą miałem dwie osoby które były już ledwo ciepłe i nigdy wcześniej nie były w górach na rowerze. Szybka fota i jedziemy dalej. Z Krzemieńca niesamowity singiel naszpikowany kamieniami, to chyba była najfajniejsza część z dzisiejszej wycieczki Smile Niestety jak się zjeżdża... to trzeba pchać pod Wielką Rawkę Smile Myślałem, że skonam jak za kolejnym zakrętem pokazywał się kolejny fragment góry :/ Do szczytu doszliśmy tuż przed zachodem słońca i czekaliśmy około 20 minut na najsłabszego uczestnika. Chłopaki zeszli po niego by pomóc mu pchać rower. Na Rawce kilka fotek, szybkie jedzenie i decyzja. Nie wracamy do Wetliny Działem, zjeżdżamy najkrótszym szlakiem do schroniska, a potem do przełęczy Wyżniańskiej, gdzie może ktoś odbierze nas samochodem. W oczekiwaniu przeżyliśmy piękny zachód słońca na Wielkiej Rawce. Gdy dotarliśmy do Małej było już totalnie ciemno. Tylko dwóch z nas miało dobre mocne światła, dwóch jako takie czołówki, a dwóch pozostałych nic... Początek zjazdu zielonym do schroniska to schody, na początku jeszcze próbowałem walczyć i zjeżdżać, ale chłopaki mnie zganili i posłusznie zacząłem schodzić w dół. Niżej przy świetle czołówki było trudno cokolwiek zjeżdżać, udało się jednak ześlizgnąć większość trasy do bacówki. (bo nie nazwał bym tego zjazdem) tam szybko rozłożyłem pilniczek i w oczekiwaniu na resztę zrobiliśmy herbatę dzięki której całkiem zziębnięci i nieprzygotowani na takie warunki trochę odżyliśmy. Od bacówki do przełęczy cały czas szeroki szuter, więc wszyscy zgodnie cisnęli w dół. Na dole czekała na nas już pomoc techniczna. Dzięki Fazi!!! Ta trasa nas totalnie przerosła. Źle oszacowałem czas przejazdu i nasze możliwości. Jednak zachód słońca, kilka na prawdę ciekawych zjazdów oraz emocje jakie przeżyliśmy na pewno długo pozostaną w naszej pamięci.


Kategoria MTB, Wyjazdy


  • DST 38.10km
  • Teren 28.10km
  • Czas 02:08
  • VAVG 17.86km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Sprzęt Niner R.I.P. 9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Terenowy Lajt

Niedziela, 14 października 2012 · dodano: 17.10.2012 | Komentarze 0


Kategoria MTB